Sp1

Wejść do pieczary i nakarmić bestię…

Kisiel, zdradziecki termos oraz menel znany przez całą Polskę, to, oraz wiele więcej prostych, a jakże zawiłych tematów można było znaleźć w kryjówce rzekomego monstrum.  12 kwietnia 2013 roku w choszczeńskiej bibliotece publicznej odbyła się kolejna ,,mała gala’’- wręczenie nagród szkolnego oraz gimnazjalnego Pulitzera. Za trud wynagrodzono zarówno pojedynczych autorów,  jak i całe gazetki. Nagrodami były prócz artykułów szkolnych bądź słodyczy, bony do księgarni o wartości 70 złotych oraz na 200 złotych do sklepu komputerowego. Ku zadowoleniu uczniów Jedynki to właśnie nasza gazetka okazała się tą może nie jedyną, ale na pewno elitarną gazetką i zdobyła ten  ważny dla nas tytuł Laureata.

Przybyło mnóstwo znamienitych osobistości; dyrektorów, naczelnych redaktorów, fotoreporterów oraz dziennikarzy. Część uwieczniała to zdarzenie. Tak jak i ja. A część tworzyła je, na przykład ucząc, przemawiając, bądź wręczając nagrody.  Gdy mamy tę część oficjalną za sobą, możemy uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić nieco szczegółów tego fascynującego przeżycia. Otóż rzekomą bestią był niepozorny pan zwący się Krzysztof Koziołek. Jest to dziennikarz, wydawca oraz polski pisarz. To właśnie on coraz bardziej zagłębiał nas w tym, co przed owym spotkaniem moglibyśmy powiedzieć, że znamy doskonale. Mianowicie przed nami samymi. Wpierw po krótkim wprowadzeniu zaczęła się makabryczna rzeź. Od początku spotkania prowadzący powtarzał ,, Dziennikarz to taka bestia’’. Dopiero potem uzmysłowił nam, że ma rację. Jeśli i my się  nią nie staniemy, nigdy tez nie będziemy  prawdziwymi dziennikarzami. Pod tą skromną wypowiedzią kryła się podpowiedź , lecz wtedy nasze umysły były jeszcze za mało utożsamione z tym, do czego naprawdę  nas powołano.

Chociaż ślepi to widzący…

Wpierw gdy powoli zaczynaliśmy rozumieć, iż jesteśmy jeszcze ,,ślepi’’, pisarz zadawał nam dziwne i niezrozumiałe pytania. Ci  ,którzy oszczędzili choć jeszcze krztę pewności siebie czasami nieśmiało odpowiadali, lecz z każdą odpowiedzią coraz bardziej ją tracili. Jednym z pytań było zdanie ,,Co to jest?’’ wypowiedziane przez dziennikarza wskazującego na termos. Większość bez wahania właśnie to powiedziała. Lecz po chwili każdy zrozumiał, jak mizerna była to odpowiedź. Od razu pan Krzysztof zaczął otwierać nam oczy. Dowiedzieliśmy się, jak mało wiemy oraz – co najgorsze – wcale nie próbujemy dowiedzieć się więcej, a śmiało odpowiadamy. Otóż, nie wiedzieliśmy, jaki to termos, z czego go wykonano. Nie mieliśmy pojęcia, czym jest wypełniony. Wtedy rozpoczęła się ruletka. Każdy głos odpowiadał, próbując się przedrzeć przez amok i natłok innych wyrazów. Padały różne odpowiedzi. Ktoś krzyknął ,,kawa’’, inny stwierdził ,,woda’’, ktoś jeszcze, że herbata.

Kłamstwo chlebem powszednim…

Na koniec tej licytacji wydawca stwierdził, dajmy na to, iż jest w nim herbata. Wówczas ci, którym udało się trafić, pojaśnieli od uśmiechów. Lecz nagle… pan Krzysztof powiedział nam ,,A jeśli kłamałem’’? O słodka wierności! Największa z wad ludzkich. Wtedy nieświadomie zaczęliśmy się już przemieniać w literackie bestie. Nasze dawniej naiwne serca ochłonęły schłodzone zimnem trudniejszego świata. Nasze umysły zamknęły się przed wszystkimi informacjami. ,, Dziennikarz zawsze sprawdza u źródła’’ i ,,zawsze jest nieufny’’ to były jedne z pierwszych lekcji, które uzyskaliśmy. Nigdy nie wiemy, czy ktoś nas nie okłamuje, czy nie dodaje czegoś od siebie. To udowodniło nam jeszcze kilka innych eksperymentów.

Nie ocenia się książki po okładce…

Uczyliśmy się o rzeczach tak praktycznych jak obróbka zdjęć, ale też i o tak niepewnych, iż najpewniejsi siebie od razu dostawali lekcję pokory. Wcześniej wspomniany menel okazał się kimś zupełnie innym. To miało nas nauczyć nieoceniania ludzi oraz zdarzeń po tym ,co wiesz z innego źródła niż twoje własne informacje.                                         Pokazano nam obraz, podpisany ,,menel’’. Później okazało się, iż był to Jerzy Kukuczka , słynny himalaista polski. Jedynie nie kto inny jak najbardziej ,,bestialski’’ spośród nas pan Krzysztof umieścił ten podpis. Miało to na celu zmylenie młodych dziennikarzy.

 Nieświadomie, a stale…

Gdy pisałem o karmieniu bestii, nie kłamałem. Jednakże na myśli tu miałem raczej ucztę psychiczną. Nawet gdybyśmy nie chcieli, to i tak karmiliśmy bestię, a raczej sama się ona karmiła. Bestią był pisarz. Pokarmem zaś my, oraz nasze druzgotane jedna po drugiej teorie. Wydawca żywił się naszą impulsywnością. Bynajmniej nie robił tego złośliwie. Raczej w ten sposób utożsamiał nas z naszym wewnętrznym dziennikarzem. Właściwie to pokazywał on tylko nam nasze porażki i pomyłki złapane w jego zmyślne sidła.

Pozbawieni a obdarowani równocześnie…

Pierwszy raz otarliśmy się o coś stokroć razy potężniejszego, niżeli mieliśmy okazję poznać. Zaczynaliśmy rozumieć, że to, co my niegdyś zwać śmieliśmy dziennikarstwem było jedynie namiastką tego, co będzie przed nami. Mieliśmy właśnie drugą już po rozdaniu nagród przerwę. Spiorunowani , bez dawnej ,,iskry’’ poszliśmy na przerwę. Pomimo zgaszenia naszego zapału właśnie zostaliśmy bez niczego prócz notatników, długopisów bądź innych dóbr materialnych. Ale właśnie po tej przerwie pan Koziołek tchnął w nas coś potężniejszego niżeli jeden płomyk. Rozniecił w nas cały stos, który zamiast pluć płomieniami motywował nas do poznawania naszego środowiska. Wcześniej czuliśmy chęć poznawania świata i opowiadania wam o tym. Lecz dopiero potem przerodziła się ona w potęgę. Staliśmy się jeszcze chwilowo małymi nasionkami, z których ma wyrosnąć coś wielkiego. A pan Krzysztof pielęgnował nas. Najpierw coś zniszczył, aby stworzyć coś wielkiego, czego nie zniszczy już nikt. Nie żałowaliśmy, bo zrozumieliśmy, że jeśli dało się to unicestwić, to było nic nie warte.

Kolejna próba…

Gdy po raz drugi rozpoczynaliśmy naukę tego, czym mamy się zajmować, nasz przelotny mentor pokazał nam kubek. Tak samo jak z termosem nie wiedzieliśmy, co w nim jest i tym razem jednak pomimo części naszych dawnych zapędów, przemilczeliśmy to. Słusznie, ponieważ w owym naczyniu znajdowało się coś, czego nikt się nie spodziewał… Kisiel.  Pomimo, iż tym razem nam się prawie że udało i tak pan Krzysztof „Wygrywał 4:0”.

 Co niegdyś świetne, okazało się zbędne..

Na zakończenie wydawca nauczył nas,jak robić zdjęcia. Jak naprawiać te, które pozornie są  beznadziejne. Co zrobić, aby przekazać widzowi to, co na fotografii jest najistotniejsze  oraz to, kiedy w ogóle nie opłaca się wyciągać aparatu. Z naszych dawnych mikrych zdolności narodziło się coś pełnego ekspresji, sił witalnych. Coś, co ma ogromny rozpęd. Teraz nasze wcześniej zrobione tak zwane idealne lub doskonałe zdjęcia okazały się jednymi z gorszych.

 Aby sprawdzić co umiemy…

Jako uwieńczenie tego, czego się nauczyliśmy, stworzyliśmy własne elementy gazet. Dowiedzieliśmy się, jakie tytuły są najlepsze oraz jakie są ich rodzaje. Jak tworzyć nagłówki i co zrobić, by nie były one pozbawione werwy.

 Nauka wstrzemięźliwości i pokory pod płaszczykiem dziennikarskim…

Weszliśmy tam z głowami dumnie podniesionymi do góry lecz bezpodstawnie. A wyszliśmy z głowami skromnie opuszczonymi, ale z dumnymi umysłami. Wiedzieliśmy, że to, czego się dowiedzieliśmy to wiele, ale jeszcze więcej dowiemy się  dopracowując to, co już umiemy  oraz  słuchając tego, co umieją  inni, starsi, bardziej doświadczeni. Dlatego pewnie jeszcze nieraz przybędziemy na takie spotkania i dopiero kiedy sami będziemy mogli „otwierać oczy” innym, uniesiemy ponownie swe głowy.

 Poświęcenie i przyjemność w jednym…

Dziennikarstwo to przyjemność dociekania prawdy, ale  czasem traci się część ufności do świata, ludzi. Wie się też, że to konieczne, że to może pomóc nam lub komuś. Ta odrobina nieufności. Dociekliwość – coś co niektórzy nazwą wtrącaniem się do cudzych spraw. Te cechy mogą uchronić nas lub kogoś przed fałszywymi informacjami. Nikt nie będzie fałszywie osądzony. Uczniowie nie dowiedzą się czegoś, co zwiemy plotką i co nie wyplenione za młodu gdy się rozwinie, rozprowadzi i rozpowszechni, będzie nie do cofnięcia. Więc trzeba być takim, jakim się jest w stosunku do swoich obowiązków dziennikarskich. Czasami jest to męczące. Dlatego lepiej znaleźć też przyjemność w samym pisaniu. Bo to jest naprawdę najważniejsze. I dlatego właśnie nie wolno dopuścić do tego aspektu nieufności a tym bardziej plotki.

                                                               Julian Kędys, kl. Vc



Skip to content