Sp1

Konkurs rozstrzygnięty

Konkurs literacki na opowiadanie rozstrzygnięty!

Za najciekawsze teksty komisja (P. Joanna Stawicka i p. Barbara Grzejszczyk) uznała opowiadania dwóch szóstoklasistek.

I miejsce zajęła Ania Wareliś z klasy VI b, natomiast II – Iga Niewinczana z klasy VI a. Opowiadania nadesłały jeszcze dwie piątoklasistki: Zuzia Glińska i Sara Szwed (obie dziewczynki z klasy V b). Młodym pisarkom serdecznie gratulujemy i życzymy sukcesów i natchnienia pisarskiego!

Poniżej zwycięskie opowiadania.

Olga Taratajcio

 

 Anna Wareliś „Koszmar sali 27”

– Lena! Dlaczego jeszcze nie wstajesz? – usłyszałam głos mojej mamy.  

Ten rytuał nazywała budzeniem mnie, ale nie wyglądało to jak przeciętna pobudka. Zazwyczaj wparowywała do mojego pokoju około 7:30 i dziwiła się, że śpię. Nigdy
nie potrafiłam tego zrozumieć. Sama wstawała o godzinie 6:00, zawsze budziła mnie dopiero
pół godziny przed lekcją. Fakt, w każdej chwili mogłam ustawić sobie budzik, ale na noc zabierano mi telefon, więc nic na to nie mogłam poradzić. Moje „spóźnialstwo”  było brane pod uwagę przy wystawianiu ocen, dlatego nigdy nie miałam wzorowego zachowania. Ciekawe, dlaczego?!

– Już… – spojrzałam na zegarek na ścianie. – Mamo, nie opłaca mi się chodzić do szkoły,
skoro 15 minut pierwszej lekcji jestem nieobecna – powiedziałam poważnym tonem,
ale mama wysłała mi tylko sarkastyczne spojrzenie.

Niechętnie wstałam z łóżka i zaczęłam doprowadzać się do ładu. Potem standardowo poszłam do szkoły.

Gdy tylko skończyła się lekcja historii, przy drzwiach klasy zatrzymał mnie Antek. Miałam złe przeczucia, bo wyglądał na zestresowanego. Mijający nas nauczyciel zapytał
o planowany czas opuszczenia pomieszczenia, po czym bez słowa dał nam klucz. Chłopak zamknął nas od środka i zaczął szeptać:

– Musimy tam wejść!

Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Kolega jednak szybko złapał mnie za nadgarstek
i razem weszliśmy do ciemnego kantorka.

– Mogłabym się dowiedzieć, co tu robimy? – zapytałam.

– Wczoraj przyniosłem panu Olszewskiemu wypracowanie, ale w klasie nikogo nie było. Usłyszałem głosy na zapleczu i zajrzałem tam, jednak było pusto. Po chwili, nie uwierzysz,
co się stało! Wyszli stamtąd: Machniewska, Olszewski i  Jabłońscy. Jak?

Ta wypowiedź była chaotyczna, ale to musiała być prawda. Wiedziałam, kiedy Antek kłamie i tym razem tego nie robił. Weszliśmy do tego tajemniczego pomieszczenia, jednak nie dostrzegliśmy tam innych drzwi. To oznaczało coś, co bardzo lubiliśmy – zagadkę! Zaczęliśmy szukać, ale  niczego nie znaleźliśmy. Odpuściłam, gdy spojrzałam na zegarek.
W pośpiechu zaczęłam otwierać drzwi od sali, a kiedy wyszłam, moim oczom ukazał się pan Olszewski. Odwróciłam wzrok i wyszłam, to samo zrobił kolega.

Szybkie oddalenie się stamtąd było dobrym wyjściem, ponieważ historyk miał już coś powiedzieć, dlatego oddałam mu klucz i zniknęłam z zasięgu jego wzroku. Po prostu fart.
Ze spokojem weszłam na lekcje języka polskiego, a zaraz po mnie wszedł Antek i pani Machniewska. Starałam się nie okazywać tego, że mniej więcej znam jej tajemnice.
Nie sprawiło mi to większej trudności, bo przeważnie nie łapałam kontaktu wzrokowego
z nauczycielami, gdyż czułam się wtedy niezręczne.

Po lekcjach, gdy mijałam bramę, znów ktoś złapał mnie za ramię. Bardzo się wystraszyłam. Błyskawicznie odwróciłam się i zobaczyłam twarz Antka.

– Musimy o tym komuś powiedzieć. Trzeba wtajemniczyć kogoś zaufanego.

Słucham?! Wezmą nas za chorych psychicznie. Ja nie uwierzyłabym, gdyby ktoś mi coś takiego powiedział – powiedziałam podniesionym tonem. Poza tym, nie mamy pewności.

– Ależ mamy! Moje oczy. Wszystko widziałem.

– To niedorzeczne – westchnęłam i odeszłam.

Widząc minę chłopaka, zrobiło mi się głupio.

– Och, dobrze. Hanka Malicka, z VI „a”? Ona jest wysportowana i zawsze dochowuje tajemnic – zaproponowałam.

– Ona jest okay. Jeszcze Bartek Chmielewski.

–  Tak i jeszcze Natalia Miller. Ona też jest mądra, przyda się – dodałam.

W taki sposób uzbieraliśmy grupkę zaufanych osób. Jednak była jeszcze jedna przeszkoda: a mianowicie – wtajemniczenie owych osób.

           Następnego dnia zebraliśmy się wszyscy na ławce przed łącznikiem.

– Tak właściwie, to po co tu jesteśmy? – przerwała nie zręczną ciszę Natalia.

Wtedy wszystko im powiedzieliśmy. Ku mojemu zdziwieniu wszyscy zareagowali pozytywnie. Nawet bardzo. Rozdzieliłam zadania. Czułam się przywódcą. Stworzyliśmy bardzo dobry zespół. Wszystko poszło nad wyraz sprawnie.

– Co mamy? – zapytałam.

– To tak! Kończymy lekcje o 13:40. Woźna sprząta dzisiaj salę 27 o dokładnie 13:50. Wtedy  Lena podchodzi do niej i zagaduje. Leno, dasz radę, jesteś świetną aktorką. Wtedy Bartek Wkrada się po klucz. I tu jest jeden problem. Są trzy możliwości jego położenia: w kieszeni woźnej, w drzwiach lub u pana Olszewskiego. Miejmy nadzieję, że to drugie. Po opuszczeniu klasy przez panią, wchodzimy tam. Zamykamy się od środka. Wtedy mamy dokładnie
45 minut na znalezienie tych drzwi – ogłosiła Natalia.

– To co? Zaczynamy!

Zegar na kościelnej wieży wybił godzinę rozpoczęcia akcji. W te pędy udałam się
do szafki, aby jak najszybciej się przebrać. Po dokładnie 10 minutach byłam pod salą 27.  Pomyślałam chwilę o konsekwencjach, po czym przekroczyłam próg.

– Dzień dobry! Mam to pani pytanie – dalej już nie wiedziałam, co powiedzieć zajętej sprzątaniem kobiecie, ale przecież improwizacja była właśnie moją specjalnością. – Moja mama skarży się, że nie potrafię dobrze zamiatać podłogi, stąd moje pytanie: jakiej miotły pani używa? – wyrzuciłam z siebie jednym tchem.

Woźna patrzyła na mnie z niedowierzaniem, na pewno musiała wziąć mnie za idiotkę. Wtedy zauważyłam, że Bartek wchodzi do klasy, więc zmieniłam swoje położenie. Stanęłam po ścianą i nie było możliwości, żeby zauważyła chłopaka.  Musiałam z nią złapać kontakt wzrokowy, straszne. Po 5 minutach bezsensownej rozmowy przerwałam woźnej w połowie zdania.

– Dziękuję, do widzenia – rzuciłam jej przez ramię i wybiegłam. Natychmiast skierowałam się na spotkanie z grupą do wyznaczonego miejsca w szatni. Wszyscy już czekali.

– I jak? – zapytała Hanka.

– Dobrze, chyba się nie zorientowała, mam nadzieję – odparłam.

Dochodziła 14:00, wbiegliśmy do sali i według planu zaczęliśmy szukać. Niestety, nasze starania poszły na marne. Po chwili coś zauważyłam. Na jednej z półek z wypchanymi zwierzętami stała sowa. Pan Olszewki bardzo się lubował w tych symbolizujących mądrość. Po bliższych oględzinach dostrzegłam, że miała heterochromię! Coś niebywałego, różnokolorowe tęczówki w oczach, czyli kolejna rzecz z listy upodobań nauczyciela. Z lekkim obrzydzeniem niepewnie położyłam dłoń na głowie sowy (w tym momencie wszystkie spojrzenia padły na mnie), a potem dotknęłam wskazującym palcem jej lewego oka. Wydarzyło się wtedy coś niesamowitego! Poprosiłam Antka o uszczypnięcie mnie,
bo nie mogłam w to uwierzyć. Kolega zaś nie odpuścił sobie okazji, by mi dokuczyć,
więc aż pisnęłam z bólu. Wówczas złapałam za klamkę drzwi, które pojawiły się przed moją twarzą przed chwilą.

Spojrzeliśmy po sobie, wahając się przez moment, ale ciekawość wzięła górę.
Po wejściu wszystkich do środka drzwi się zamknęły. Wnętrze pomieszczenia, w którym się znajdywaliśmy, było bardzo bogato urządzone. Ściany obite zostały szaro-brązowym, pikowanym materiałem. Szczególnie zachwyciły mnie dębowe, eklektyczne meble, jakich nigdy wcześniej nie widziałam. Moi koledzy zaś szybko rozgościli się i usadowili się
w pluszowych uszakach, a Bartek nawet położył się na biedermeierowskiej kanapie,
nie zważając wcale, że jego niezbyt czyste trampki mogą pobrudzić szykowne obicie. Chłopak jednak absolutnie nie zwracał na to uwagi, tylko robił głupie miny do wiszącej naprzeciw niego głowy łosia.

Ach! Mogłabym tam zamieszkać! Jednak po chwili zreflektowałam się i rzuciłam,
że nie przyszliśmy tu się wylegiwać. Przyjaciele przyznali mi racę i metodycznie zaczęli szukać, a ja usiadłam na białym fotelu, by przejrzeć papiery z biurka. Leżały tam notatki, dotyczące głównie faz księżyca. Po chwili znowu coś zauważyłam, ale zanim podeszłam,
na wielkim, stojącym na podłodze zegarze wybiła 14:30. Wszyscy jednomyślnie zdecydowali, że czas iść. Po opuszczeniu pracowni 27 znów udaliśmy się na ławkę przy łączniku.

– Lena, jesteś wspaniała! Jak wpadłaś na to sowie oko? – prawie wykrzyczał Antek.

– Logika i tyle. Nie zastanawiajmy się nad tym, nie zdążyłam obejrzeć jednego miejsca w tej pracowni. Mianowicie półki z książkami. Niby nic, ale na filmach zawsze działa. Szczególnie jedna wpadła mi w oko, bo była czarna, tak jak dziennik Olszewskiego, ale nie z teraźniejszą datą, tylko z wypisanym na grzbiecie 1946 rokiem. Słuchajcie, czy to nie jest data powstania szkoły?

Odpowiedziało mi milczenie. Wszyscy niepewnie patrzyli po sobie.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytała w końcu Hanka Malicka, próbując włożyć ręce
w zbyt obcisłe dżinsy.

–  Nie wiem, ale zastanawiam się, ile on ma lat. Pomyślcie, żeby zacząć pracować w szkole, powinien skończyć studia, czyli musiał mieć około 24 lat. Teraz więc miałby jakieś 94 lata
– mówiłam chaotycznie, próbując zebrać myśli. – Nie…, to nie jest możliwe! Oceniam go
na góra na jakieś 40 lat. Słuchajcie! Coś tu nie gra! Musimy tam jutro wrócić, tylko jak?

– Uważam, że powinniśmy wykraść jego obecny dziennik, ale to nie jest możliwe.
Nie spuszcza go z oka.

–  W każdym razie trzeba coś wymyślić.

Po kilku dniach udało nam się znów wejść do sali 27 na poszukiwania. Weszłam jako pierwsza i od razu chwyciłam za czarną książkę. Usiadłam na moim ulubiony białym fotelu,
a reszta utworzyła na podłodze półkole wokół mnie. Wzięłam głęboki oddech i zamaszyście otworzyłam notatnik. Szczerze, nie było tam niczego, co mogłoby nam pomóc. Jednak jeden wpis wpadł mi w oko – kilka zaszyfrowanych linijek. Znałam go skądś, choć nie wiem skąd.
Po chwili wiedzieliśmy już wszystko. Był to przepis na „Eliksir życia”.

– Przyrządźmy go! – zaproponował Antek.

– Jestem za – zawołałyśmy zgodnie ja i Hanka.

–  Nie! To może być niebezpieczne… –  powiedziała Natalia ze strachem w oczach.

–  Co ci szkodzi?! – zapytał Bartek, patrząc na nią swymi niebieskimi oczyma.

Po chwili ciszy zaczęliśmy szukać składników, a po 20 minutach mieliśmy już
w naczyniu przygotowaną do wypicia ciecz o różowawej barwie.

–  To co, ja zaczynam? – westchnęłam i wzięłam spory łyk płynu.

Kiedy wszyscy już spróbowali napoju, zrobiło mi się naprawdę niedobrze. Pokój zaczął się obracać i wszystko zmieniło barwy. Nagle… ściany zaczęły się zapadać, a lawina gruzu przysypała Hankę Malicką i Antka Różyckiego. Nie mogłam w to uwierzyć! Wszędzie wokół panował chaos. Krzyczałam. Gdy wybiegaliśmy, drzwi od kantorka zatrzasnęły się tuż przed nosem Natalii. Próbowałam je otworzyć, ale przypomniały mi się słowa druhny: „Martwy ratownik, to żaden ratownik”. Odpuściłam. Wraz z Bartkiem wybiegliśmy przed szkołę. Było tam jakieś 100 osób.

– Co się dzieje? – zapytał swym tubalnym głosem pan Olszewski.

Nie wytrzymałam, powiedziałam mu wszystko, po czym przytuliłam Bartka. Potem zaczęłam płakać i upadłam na ziemię. Jedyne, co słyszałam wówczas przez kilka sekund,
a może minut, to nawoływanie o pomoc i skandowanie „<<Jedynka>> się wali!”.

Odpłynęłam, nie wiedziałam, czy umieram, czy może to tylko koszmar.
Wtedy nagle usłyszałam trzask drzwi i znajome kroki.

–  Lena! Wstawaj do szkoły – powiedziała mama, całując mnie  policzek.

Na szczęście był sen. Nigdy więcej nie chcę tego przeżywać! Z ulgą pomyślałam,
że szkoła stoi na swoim miejscu.

 

  Iga Niewinczana „Lustro Soni”

Początek…

   Gdy rano się obudziła , usłyszała płacz dziecka , wciąż nie mogła się przyzwyczaić, że jest już mamą. Miała dopiero 16 lat . ,,Za swoje błędy trzeba płacić , ale przecież nie chodzi mi o to , że moja córka jest błędem ! ‘’ skarciła samą siebie w myślach . Jej córka urodziła się 2 tygodnie wcześniej, dziewczyna nie zbyt myślała o imieniu dla dziecka , dopiero gdy ją zobaczyła postanowiła dać jej na imię Sonia – tak samo wyszło , pod chwilą impulsu. Jej mama nie była zadowolona z tego imienia , ponieważ według nie było to imię ,, jak dla psa’’ . Ogólnie cała ta sytuacja nie była dla niej zbyt komfortowa , przecież została babcią w wieku 38 lat , kiedy kobiety w jej wieku rodzą dzieci . Ojciec Sonii  Gracjan nie chciał mieć z nimi nic wspólnego , bo twierdził , że to nie jest jego dziecko. Jej przyjaciółka Roksana najpierw miała jej pomagać , ale po tygodniu miała dość , chociaż czasami jeszcze dawała jakieś ubranka czy zabawki dla dziecka. Czasami  zastanawiała się czy jest zadowolona z takiego życia , jednak była pewna , że kocha Sonię najbardziej na świecie.

   Gdy poszła do pokoju dziewczynki zastała ją jak zwykle u siebie w łóżeczku. Miała szeroko otwarte oczy , a gdy ją zobaczyła jej buzię rozjaśnił wesoły , bezzębny uśmiech . ,, Chyba jestem dobrą matką , skoro moje dziecko uśmiecha się na mój widok ‘’ pomyślała młoda mama , jednak nie miała zbyt dużo czasu , żeby się nad tym zastanawiać , bo usłyszała swoją mamę wołającą ją z kuchni :

– Paulina, Paulina ! Śniadanie !

– Już idę – odkrzyknęła Paulina biorąc Sonię na ręce

Gdy zeszła na dół zobaczyła swoją matkę Katianę Rainer  . Jej mama była nauczycielką w pobliskiej szkole baletowej i w żadnym wypadku nie wyglądała jak kobieta zbliżająca się do czterdziestki . Była bardzo szczupła i wysoka, miała długie , cienkie , czarne włosy , a jej oczy były czysto niebieskie , była zupełnym przeciwieństwem córki. Paulina była dosyć niska ,tu i ówdzie miała nieco za dużo ciała , miała również długie włosy , ale jej były rude , grube i jeszcze czerwone , a jej oczy były prawie czarne.

– Chcesz śniadanie ? Zrobiłam naleśniki – spytała się mama

– Nie , dziękuję . Nie jestem głodna , pójdę szybko zanieść Sonię do babci i będę się spieszyła do szkoły .

– Jak chcesz , miłego dnia

– Dziękuję – odpowiedziała z grzeczności Paula, ,, Chociaż i tak na pewno nie będzie miły’’ powiedziała sobie w głębi duszy

Pobiegła szybko do babci , ale nie potrzebnie , bo babcia mieszkała zaledwie 2 ulice dalej , a lekcje zaczynała dopiero za 30 minut . Oddała jej swoją córkę i poszła do szkoły . Weszła do  budynku z czerwonej cegły z żółtymi dachówkami i z poniszczonym od starości oknami . Po wejściu do szkoły od razu skierowała się do sali chemicznej , w której miała pierwszą lekcję .

 

3 lata później….

Rodzina Rainerów ( Sonia , Paula i mama Katiana ) przeprowadziły się do miasteczka o nazwie Choszczno . Paula skończyła tu szkołę i zdała maturę , pani Katiana przerzuciła się z baletu na hip-hop i zaczęła dzieci uczyć tańca w klubie ,, 12 Brygady Zmechanizowanej w Choszcznie ‘’ , a Sonia poszła do przedszkola o wdzięcznej nazwie ,, Tęczowa Kraina’’ , chociaż niektórzy nazywali je po prostu ,, Dwójką’’ . Zaczęły tutaj nowe życie .

 

10 lat później…

Sonia chodziła do klasy 6a ,, Szkoły Podstawowej nr 1 w Choszcznie ‘’ , Paulina pracowała jako nauczycielka w pobliskim liceum , a Katiana dalej uczyła dzieci tańczyć , chociaż zdrowie nie za bardzo jej dopisywało.

Sonia w szkole radziła sobie bardzo dobrze , co rok miała pasek na świadectwie . Była niska , szczupła i miała grube , kręcone , kasztanowe włosy i bardzo ciemne oczy , które odziedziczyła po mamie , oraz dziwne znamię w kształcie przypominającym księżyc , które myślała ,że  odziedziczyła po tacie , którego widziała może 2 razy w życiu . Jednak nie wiedziała , że to znamię może pewnego dnia bardzo wpłynąć na jej życie i zmienić je o 360 stopni .

W zwykły czwartek ,( który okazał się najważniejszym dniem w życiu Soni) , jak zwykle poszła do szkoły . Odłożyła kurtkę do szafki i niestety musiała zmienić buty , bo pani woźna o imieniu Ania stała na ,,czatach’’ i sprawdzał czy każdy uczeń na pewno zmienił buty . Dziewczynka choć z dużym ociąganiem zmieniła buty i mało brakowało , a by spóźniła się na j.polski . Języka ojczystego uczyła ją pani Olga Taratajcio .  Sonia wbiegła dosłownie kilka sekund przed panią do klasy ,  zaczęła się lekcja . Akurat omawiali lekturę , więc dziewczynka zbytnio nie uważała . Gdy nagle zgłosił się Franek , jej kolega , który zawsze zadawał jakieś pytania.

– Proszę panią !

– O co prosisz ? O rękę ? To klękaj

Cała klasa oczywiście w śmiech , bo to był najlepszy tekst polonistki . Podczas , gdy inne dzieci się śmiały Sonia zaczęła słyszeć jakby szept : ,, To twoja kuzynka mnie zabiła , zemszczę się na tobie ! Nienawidzę Cię !’’ .Dziewczynka myślała , że tylko jej się przesłyszało , kiedy nagle zaczęła ją strasznie boleć głowa , czuła jakby wybuchała jej od środka . Zebrała się na siłach i  poprosiła panią o wyjście do toalety . ,, Tak idź tam, policzymy się głupia dziewczyno ! Jeszcze mnie popamiętasz ! ‘’ słyszała w głowie jakby ten głos utknął jej w głowie . Gdy doszła do toalet ból się nasilił ,, Wejdź tu , to się policzymy !’’ , kiedy była w toalecie nie zobaczyła nikogo , ale ból był nie do wytrzymania. ,, Spójrz w trzecie lustro ‘’ ,dziewczynka spojrzała i myślała , że zemdleje , chociaż ból w jednej chwili ustąpił . W lustrze stała dziewczyna na oko w jej wieku , miała poplątane włosy , była cała we krwi ,a w nodze miała wbity nóż.

– Czego chcesz ? – powiedziała Sonia z trudem powstrzymując łzy strachu

,, Zemsty , to właśnie twoja kuzynka Maja mnie zabiła! Co jest z nią teraz ?! ‘’

Jest w Szpitalu Psychiatrycznym , bo cierpi na tę przypadłość , że boi się , że kaczki to mordercy i ma ochotę odcinać innym palce .

,, Zawsze była nienormalna , ale i tak dobrze , że już nikomu nie zagraża ‘’

Jak ona Cię zabiła , jeśli możesz mi powiedzieć ? – spytała Sonia zastanawiając się ile jej już nie ma na j.polskim

,, Po prostu pewnego razu po W-F poszłyśmy razem to toalety , a ona wyciągnęła w mgnieniu oka nóż o powiedziała , że mnie zabije , bo już nie może na mnie patrzeć. Wbiła mi najpierw nóż w serce , a potem w nogę i tak go zostawiła , zaciągnęła mnie do kabiny i zostawiła . Od tamtej pory nawiedzam toalety i przysięgłam sobie , że naznaczę przypadkową osobę z jej rodziny znamieniem w kształcie księżyca , ale na tyle bliską , żeby ją to zabolało ‘’

Proszę , nie rób mi tego ! Nic Ci nie zrobiłam , nie mogę czegoś innego dla Ciebie zrobić ?

– ,,Życia to ty mi raczej nie przywrócisz ‘’

– Mogę spróbować , moja mama kiedyś mi opowiadała , że podobno moja praprababcia umiała uzdrawiać innym ,  więc czemu ja nie mogłabym przywrócić Ci życie ?

,, Możesz spróbować , ale jeśli Ci się to nie uda , zabiję Cię. Ile czasu  Ci trzeba?’’

Jak najwięcej !

,, Masz tydzień i , ani minuty dłużej ! Za tydzień w czwartek o tej samej porze masz tu być i sprawić , żebym żyła . JASNE ?!’’

Jak słońce! – odpowiedziała Sonia i szybko wybiegła na lekcję…

Po lekcjach szła wolno do domu i zaczęła się zastanawiać , jak pomóc… nawet nie wie jak ona ma na imię .  ,,Przecież nie istnieje takie coś jak przywracanie życia ! Moja praprababcia była szamanką , a nie wróżką’’ pomyślała z rozpaczą bohaterka. Gdy wróciła do domu nikogo w nim nie było , postanowiła poszukać czegoś u siebie w domu , miała nadzieję , że znajdzie coś w starych albumach mamy . Szukała około 2 godzin , aż w końcu natknęła się na małą reklamówkę z buteleczką w której był jakiś dziwny pył , a na niej karteczka z napisem ,, Dla Soni od Mai ‘’ . Sonia ze dziwieniem otworzyła list , a w nim  była taka treść :

,, Droga Soniu ! Gdy czytasz ten list ja jestem już dawno w psychiatryku , jednak tak naprawdę nie jestem wcale chora , udaję tylko , żeby nie zostać skazaną na karę  śmierci . To jest pył , który pomoże Ci przywrócić do życia Agatę( bardzo żałuję tego co zrobiłam ) . Jednak nie wystarczy sam pyłek , jeśli nie rozwiążesz zagadki , którą pewnie zada Ci Agata to będzie dla ciebie koniec. Oto instrukcja jak masz się pozbyć Agaty :

 

  • Odpowiedz na jej zagadkę
  • Sypnij ją tym pyłkiem i powiedz ,, Niech ucieka w dal , ja odkupiona chcę być’’
  • Uciekaj

 

To tyle , po ożyciu nie będzie nic pamiętać , wiec lepiej jeśli jak najszybciej uciekniesz.

Powodzenia ! ( jak już się domyśliłaś jestem alchemiczką , ale nie zdradź tego nikomu)

                                                Maja ‘’

 

Przez cały następny tydzień dziewczynka przygotowywała się do tego zadania .

W czwartek , dziewczynka o tej samej porze poszła do toalety z proszkiem w kieszeni spodni .

– ,, Jesteś gotowa ? Pamiętaj o naszej umowie !’’

– Tak , zadaj mi tę zagadkę

,, Widzę , że twoja droga kuzynka wszystko Ci opowiedziała ‘’ – powiedziała drwiąco Agata

– Tak

,, O to zagadka : Co było pierwsze jajko , czy kura ?’’

– yyy….

,, Szybciej !’’

– Dobrze więc , bez kury nie ma jajka , a bez jajka nie ma kury , czyli brak początku , a koło też nie ma początku ! Odpowiedź to : ,, Koło nie ma początku , ani końca !

,,Jednak , nie jesteś tak głupia jak myślałam ‘’

Sonia wyjęła proszek z kieszeni i według zaleceń Mai sypnęła nim w Agatę i wymówiła zaklęcie :

Niech ucieka w dal , ja odkupiona chcę być!

Wtedy jej ręka zaświeciła się na czerwono tak samo jak duch Agaty . Nagle z jej znamienia wyłonił się czerwony obłok dymu , który opatulił Agatę na kilka sekund po czym dym zniknął tak samo jak znamię z ramienia Soni , gdy zobaczyła , że dziewczyna jest już materialna zaczęła szybko uciekać do klasy.

   Od tamtej pory Sonia odwiedzała regularnie Maję w psychiatryku , z Agatą czasem udało się utrzymywać kontakt telepatyczny . Od tamtej pory życie dziewczynki nigdy już nie wróciło do normalnego rytmu.



Skip to content